Chleb wielozbożowy na zakwasie

Zawsze wydawało mi się, że chleb powstaje w bardzo skomplikowany sposób. Kiedy popatrzy się na etykietę w sklepie, widać tam tyle składników, że człowiek dochodzi do wniosku, że lepiej chleb kupić. A to nieprawda! Lepiej go upiec samemu, bo chleb to mąka, zakwas, sól, miód i woda. Tylko tyle. Oczywiście mowa o podstawowym składzie, ale czemu nie dodać do niego kilku zdrowych ziaren? 

Upieczenie pierwszy raz chleba było dla mnie dużym przeżyciem, bo chleb pachnie domem, bezpieczeństwem i bliskością. Zresztą taki był początek mojej przygody z chlebem, ponieważ zaczyn otrzymałam od mojej Czytelniczki Izy (ucałowania!), więc jego pojawienie się pod moim dachem już samo w sobie było przekazaniem ciepła. Oczywiście wzięłam się za eksperymentowanie z przepisem, poniżej prezentuję zatem moją wersję. Nie należy się jej dokładnie trzymać, ważne, by zachować proporcje. Ciasto nie może być luźne i rzadkie, bo przywrze do brytfanki, a w środku pojawią się bąble powietrza – chleb będzie się również kiepsko kroił.

Każdy może skomponować swój skład i zamiast płatków owsianych – dodać na przykład nasiona dyni, żurawiny lub posiekanych orzechów. Ja mielę płatki owsiane i orkiszowe na mączkę, ale można je dodać w całości. Jeśli dysponujemy mąką z amarantusa, orkiszu lub inną – trzeba sprawdzić, co z tego wyniknie i połączyć ją z mąką pszenną w proporcji 1:1, czyli ½ kg i ½ kg (nie rezygnujmy natomiast z mąki żytniej). Jeśli nie mamy od kogo otrzymać zakwasu, robimy go jednorazowo sami (sprawdzony sposób na stronie: http://smakowitychleb.pl/zakwas-zytni-krok-po-kroku/), później będzie się już tylko ,,pomnażał”.

Zanim przystąpimy do pieczenia, musimy się zaopatrzyć w trzy formy typu keksówki – smarujemy masłem ich dno. Używając długich form, ryzykujemy, że chleb będzie miał wysokość co najwyżej 4 cm. 

 

SKŁADNIKI:

zakwas (5 dużych łyżek)

1 kg mąki pszennej pełnoziarnistej

½ kg mąki żytniej pełnoziarnistej

1 i ½ szklanki płatków owsianych

1 szklanka płatków orkiszowych

1 szklanka słonecznika

1szklanki siemienia lnianego

4 duże łyżki miodu

4 płaskie łyżeczki soli

1 litr i 1 szklanka ciepłej wody


roztrzepane jajko do smarowania

ziarna do ozdobienia: dynia, sezam, słonecznik, płatki owsiane, mak – w zależności od upodobań

 

Zakwas należy wyjąć z lodówki trzy godziny przed wymieszaniem składników, żeby zaczął ,,pracować”. Jeśli stoi w cieple dłużej i jest zamknięty w słoiku – może eksplodować, sprawdziłam na własnych szafkach kuchennych, dlatego lepiej odkręcić wieczko.

Łączymy wszystkie składniki (najlepiej jako pierwszą wlać wodę, ciasto nie przywrze wtedy do dna) w sporym garnku i wyrabiamy ciasto przez kilka minut. Nie robimy jednak chleba na bazie drożdży, więc nie ma potrzeby napowietrzania ciasta i męczenia go przez pół godziny. Teraz odkładamy do słoika 5 dużych łyżek ciasta, które wykorzystamy przy następnym pieczeniu (taki zakwas może stać w lodówce maksymalnie 10 dni, optymalnie tydzień).

Przekładamy masę do foremek, ugniatamy – jeśli będzie przywierać do dłoni, zwilżamy ją wodą. Tak przygotowane ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia w miejscu bez przeciągów (wstawiam foremki na najwyższą półkę w zimnym piecyku, gdzie jest zacisznie i nie dobiorą się do nich koty). Ciasto potrzebuje około dwunastu godzin, żeby wyrosło, najlepiej więc przygotować je późnym wieczorem i upiec następnego dnia, co najlepiej sprawdza się w weekend. A ciepły chleb na niedzielne śniadanie…

Po upływie wyznaczonego czasu delikatnie smarujemy ciasto roztrzepanym jajkiem i ozdabiamy ziarnami. Rozgrzewamy piecyk do temperatury 50 stopni i wstawiamy chleb na 10 minut. Następnie, nie wyjmując foremek, zwiększamy temperaturę do 150 stopni, gdzie znowu pieczemy przez kolejnych 10 minut. Ostatecznie podnosimy temperaturę do 170 – 180 stopni (180 – jeśli lubimy mocno wypieczoną skórkę) i pieczemy 45 minut, wyłączając piecyk na ostatni kwadrans.

Czas pieczenia podaję jedynie orientacyjnie. W moim piecu chleb jest już gotowy po pół godzinie i piętnastominutowym odpoczynku, trzeba to ustalić metodą prób i błędów. Po wyjęciu z piekarnika, wydobywamy chleb z brytfanek (oddzielamy od ścianek nożem o zaokrąglonym czubku) i odwracamy go do góry spodem, żeby odparował.

 

Z powyższych składników otrzymamy 3 rumiane chlebki. Jeśli chcemy, by zachowały świeżość, wkładamy je do zamrażarki – po wyjęciu i rozmrożeniu będą świeże i chrupiące jak pierwszego dnia.

Chleb żytni na zakwasie, bez białej, śmieciowej mąki jest dla naszych jelit najzdrowszy: nie skleja ich, błonnik wymiata z zakamarków zbędne resztki pokarmowe, a porcja dobroczynnych bakterii pracuje na naszą korzyść. Ubolewam nad tym, jak bardzo przemysł żywieniowy zmienił nasze nawyki. Jedzenie czasem w ogóle nie przypomina jedzenia. A przecież jesteśmy tym, co jemy. Może to banał, ale boleśnie prawdziwy. Jeśli się tym przejąć, można zmienić swoje życie. Bo jedzenie to energia nie tylko dla ciała, ale i dla naszego umysłu. Jedynie za pomocą diety i ruchu, można wyleczyć człowieka z wielu chorób. Dlatego warto się trochę wysilić i piec samemu chleb, tym bardziej, że to naprawdę nie zajmuje dużo czasu.

 

Odpowiedz na „AnonimAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

„Pisz więcej takich książek!" Joanna Chmielewska